Siedzę sobie jak zwykle w nocy oglądając jakieś głupoty (Southpark) i nagle słyszę za oknem jakieś niepokojące dźwięki, ruszam do sąsiedniego pokoju żeby zobaczyć co się dzieje, ale nic nie widzę, tylko sąsiadów z naprzeciwka wlepionych w okna, których również musiało coś zaalarmować.
Po chwili słychać tylko trzaski i widzę jak unoszą się kłęby dymu i już wiem, że coś się tam pali na dole, ogień odbija się w szybach postawionych po drugiej stronie ulicy samochodach.
Adrenalina automatycznie skacze mi w górę, bo wydawało mi się, że pali się mój budynek, jednak większe wychylenie przez okno wykazało, że pali się jakieś auto zaraz pod moją klatką, biegnę więc po telefon, żeby zadzwonić na straż pożarną, ale zanim zdążyłem podnieść słuchawkę już było słychać nadjeżdzającą kawalerię — nigdy nie myślałem, że tak się ucieszę na dźwięk straży pożarnej. Akcja trwała z 10 minut, wybiegłem w tym czasie na klatkę schodową, ale strażacy kazali zostać ludziom w mieszkaniach.
Niby nic wielkiego, zwykły pożar, ale muszę powiedzieć, że poczułem się przez chwilę jak w jakimś Iraku, 2 w nocy, jakieś trzaski i nagle ogień, nawet nie chce sobie myśleć co przeżywają ludzie, których domy są pod ciągłym ostrzałem, a fanatycy w imię religii wysadzają siebie i innych w powietrze.