I słowo ciałem się stało :), polska kopia DIGGa (tylko czekać aż ktoś zmałpuje flickr’a i otworzy zdjęcior’a) została w końcu „oreklamowana” (a mówiąc inaczej zadsensowana).
Nie drażni mnie sam fakt reklam, bo do tych już zdążyłem się przyzwyczaić, ale taktyka, czyli najpierw utworzenie czyściutkiego serwisu bez reklam, który przyciągnął użytkowników, a następnie terapia szokowa…
Zastanawiam się gdzie uczą takiego „sprytnego” podejścia, na korespondencyjnych kursach z marketingu?
to logiczne, mnóstwo odwiedzin i userow, to i na reklamach mozna zarobic.